To jest historia o Onanie,
Który jak co dzień zjadł śniadanie
Chwycił Topur, założył spodnie
I usiadł na swym rumaku wygodnie
Popędził w stronę miasta wielkiego,
W którym nie był od roku całego
Chciał sobie kupić kurtkę na bazarze,
Czy mu się to uda? - Czas pokaże.
Jechał tak sobie polną drogą
I nie spotkał na szlaku nikogo
Droga mu się dłużyła strasznie,
Więc zaczął śpiewać i śmiać się rubasznie
Co jakiś czas beknął do nośnie
Gwizdał wesoło i siorbał sprośnie
Narobił przy rym hałasu wielkiego
I nie przypuszczał, że napadną na niego
Zbuje.
Pięciu mężczyzn drogę zastąpiło,
Co Onana bardzo zdziwiło
Każdy z nich był wspaniałej postury
Miał przy sobie miecz i kaftan bury
Onan spytał - Czego chcecie?!
Jestem Onan, jeśli nie wiecie
Zejdźcie mi z drogi, ostrzegam was zbuje
W innum wypadku kości porachuje!
Nasz bohater zeskoczył z konia
Chwycił Topur i poprawił go w dłoniach
Wykonał młyńca i salto piękne wielce
Pierwszy przeciwnik stracił ręce
Drugiego Onan rozpłatał w połowie
Pociekły flaki i trysło mózgowie
Trzeciemu Onan zadał cios uroczy
Czwartego pochwycił i wyłupił mu oczy
Piątego Onan chwycił za fraki
Śfisnął Toporem i spuścił mu flaki
Onan nie został ranny w ogóle
Tylko pobrudził sobie koszulę
Morał z tego płynie prosty
Musisz sam wyciskać krosty
Bohater heroiczny
Moderatorzy: zielonyszerszen, s_wojtkowski, sinar