Ta kobieta na końcu tego filmiku kopie psa, zauważyliście? Musiała być ostro wkurzona i biedny pies oberwał.
Ja w tej sytuacji prawdopodobnie puściłabym smycz, to by dziadek szybko się wycofał.
Jestem teraz strasznie wkurzona :[
Ale najpierw o kupach.
Sprzątam kupy po swoim psie, ale za każdym razem wdeptuję w cudze.
I wiecie co?
Bardzo często dostaję ochrzan za to, że nie sprzątam.
I to własnie kiedy pochylam się z woreczkiem, lub wyciągam go z kieszeni, lub już go mam w ręce.
Odpowiadam wtedy i pokazuję wywijając workiem z zawartością żeby się ktoś wyhamował - i co słyszę? Sarkazm, monologi jednostajnie agresywne, że tyle kup, no to dobrze, dobrze, że pani sprząta, ale wiele osób tego nie robi - i dalej następuje "jechanka" identyczna jak bym nie posprzątała.
Teraz o kilku innych ważnych sprawach.
Mój pies został wysterylizowany.
Ponieważ sam będąc szczeniakiem został przerzucony przez płot. Zrozumiałe dla mnie i oczywiste, że nie zamierzam się martwić o niechcianą ciążę jeśli Miśkowi zachce się pobrykać.
Poza tym nie muszę się martwić o raka jąder, jednego psa z powodu raka już straciłam. (Rak listwy mlecznej, ropowacica macicy - tego nie ma jeśli suka jest wysterylizowana. Niestety Stasia została podana temu zabiegowi zbyt późno, interwencyjnie, zaraz po zabraniu ze stacji benzynowej przy której się wałęsała).
No i dobra. Jestem na spacerze i co słyszę?
"a co on takiego ma?" - kołnierz, jest po zabiegu - " ojoj, a co się stało?" - nic takiego, kastracja - "ojoj, jaka szkoda!"
Naprawdę szkoda?
A jak faceci reagują! Jak bym co najmniej im odcięła.
Mój pies ma teraz 11 miesięcy, jest bardzo zwariowany i emocjonalny. Do tego waży 32 kilo.
Co robią mijani na spacerach panowie? Cmokają, nawołują na Miśka i bardzo ich bawi jak Misiek wyrywa się do nich, staje na dwóch łapach, a na końcu smyczy ja próbująca utrzymać 30 kilogramów plus siłę jego ciążenia i emocji.
Była taka sytuacja, że jakaś kobieta zaczepiła Miśka z zaskoczenia i bez zapytania, najpierw się do niej garnął, ale potem zaczęła wykonywać dziwne ruchy rękami i się wystraszył. Wiedziałam, że chce ją odegnać, w ostateczności ugryźć. Do niej nie docierało, nawet jak prosiłam ją aby przestała.
Innym razem facet z buldogiem się zatrzymał przy nas. Buldog warczy, Misiek w kołnierzu leży. Mówię - proszę odejść, mój pies jest po zabiegu nie może się bawić, poza tym nie chcę aby Pana pies na niego warczał.
Co mi odpowiedział facet? (buldog jeszcze bardziej warkliwy, wściekły)
że nic nie będzie, wszystko zależy od nastawienia właściciela.
No to mu odpowiedziałam "tjaa wiem, też oglądałam Cezara Milana" (w tonacji spier...)
Inny sąsiad, jak jeszcze Michaś był mały to mi radził aby kopać po tylnych nogach jeśli skacze. Powoływał się na swoje wieloletnie doświadczenie :/
I teraz powód mojego dzisiejszego wkurzenia.
Trochę popisałam, trochę się uspokoiłam.
Mamy taki przybytek przed blokiem, który ongiś był placem zabaw. Nie jest ogrodzony (a kiedyś był), nie ma regulaminu (a powinien i był), piasek nie jest wymieniany, huśtawka urwana, druga straszy.
Poza tym jest domek do wspinania i piaskownica.
Tzn. moim zdaniem raczej duża kuweta dla kota i magazyn przechowywania odpadków przez ptaki.
Mój pies, pewnie jak wile innych uwielbia kopać.
Skoro zauważyłam, że to coś już placem zabaw nie jest (bo przebywanie tam dzieci ewidentnie wiąże się z ryzykiem dla ich zdrowia i życia) to incydentalnie pozwalam Miśkowi pokopać w kuwecie. Od czasów szczenięcych tam zachodzimy i nie było problemów.
Misiek zawsze na smyczy i zawsze jest komenda "kopu kopu".
Odkąd zauważyłam jakie paskudztwa jest w stanie stamtąd wydobyć chodzimy tam bardzo rzadko.
Ostatnie dwa razy (w tym dziś) jakiś babiszon wykrzykuje z okna, żeby pies się nie załatwiał w piaskownicy.
Mój pies.
Pies, którego trzymam na smyczy i kontroluję co robi.
Za pierwszym razem tak mnie wpieniła z zaskoczenia, że jej odkrzyknęłam aby lornetkę sobie kupiła skoro jest ślepa.
Dziś zwyczajnie ją olałam, oczywiście poszliśmy kiedy Michaś skończył "kopu kopu"
Mój pies jest regularnie odrobaczany, pod stałą kontrolą weterynarza - oczywiście zbieram wszystkie dokumenty.
Wygląd przybytku - byłego placu zabaw także mam udokumentowany. Przypadkowo do szkoły potrzebne były jakieś fotki, a to miejsce w nocy jest naprawdę klimatyczne, naprawdę fajnie straszy.
Myślałam, że tą babę rozniosę.
Gdyby wyszła i kulturalnie porozmawiał, opowiedziała co ją niepokoi. Ja bym przedstawiła swoje racje, pokazałabym jej dlaczego tutaj nie powinny przebywać dzieci i to nie z powodu psa.
Ale nie, jak ostatnia wieśniara, jak reymontowski parobek darła ryja niczym na polu między ziemniakami.
Dlatego zaczęłam pisać taka wściekła.
Wiem, że z tego wyszedł zlepek luźnych myśli.
Ale mi chodzi o to, że czasem człowiek - czyli ja - stara się, robi wszystko.
A i tak takim gównem rzucanym przez dziadka może dostać.
Na filmiku nie widać czy ten pies nasrał czy nie.
Może ta kobieta dostała za wszystkich innych. Tak jak często ja.
Bardzo ważne jest dla mnie być świadomym i odpowiedzialnym opiekunem psa. Udowodnić sobie, innym i nawet temu psu, że się zasługuje na to aby się nim zajmować.
To nie jest wcale takie proste.
Nie jest proste bo ja sama mam problem ze zdrowiem i opieka nad psem wiąże się nie raz z ryzykiem dla mnie osobiście, ale wybieram te metody, które są najbezpieczniejsze i dla mnie dla psa. Efekty są - powolne, ale są.
(efekty zależą od temperamentu psa, także doświadczeń we wczesnym dzieciństwie, częstotliwości ćwiczeń, cech wrodzonych i warunków na dworze - ciężko ćwiczyć przy minus 20 itd.)
Wielkie wrażenie na mnie wywarło to jak jedna z naszych wsrowych koleżanek opowiadała jak w dzieciństwie ugryzł ją pies. Mnie też udziabał w dzieciństwie piesek.
Wiem jak to jest i bardzo poważnie biorę to pod uwagę aby nie dopuścić żeby Misiek zrobił coś takiego.
A mógłby. Na razie tylko jedna mama nie zapytała się czy jej dziecko może pogłaskać Miśka. Dziecko jego wielkości.
Jednak o jedną za dużo.
Nic się nie stało, wyhamowałam sytuację, ale wyobrażacie sobie jak drżałam w środku aby nie wystraszyć ani dziecka ani psa. Zareagować miło subtelnie, spokojnie i odpowiednio.
Udało się.
Gwoli ścisłości jeszcze dodam, że Misiek jest codziennie trenowany przez nas, a co tydzień spotykamy się z profesjonalną panią trener z fundacji Pies dla Stasia. Od dwóch pół miesiąca udało się uzyskać olbrzymie postępy, ale to jeszcze nie jest to co walczymy.
Mój pies wychodzi tylko na smyczy (albo dwóch dla większej swobody). Póki nie uzyskamy bezwarunkowego odruchu przywołania. Latające luźno małe podrzegacze są wkurzające. Ludziom się wydaje, że jak mają małego pieska to nie jest groźne. Chociaż wcale nie mają wypracowanego automatycznego odwołania do siebie psa.
Prawdą jest fakt, że duże psy są mniej zaczepne bo już sama masa przydaje im pewności siebie i świadomości, że wiele rzeczy im zwyczajnie nie zagraża. Psy w ogóle z natury unikają konfrontacji siłowych, raczej powarczą, popsioczą.
Ale, co bardzo bardzo ważne zachowania agresywne szybko ulegają generalizacji.
Pies szybko uczy się, że w sytuacji dyskomfortowej agresja pomaga mu przepędzić intruza, zabrać piłeczkę, uzyskać to co chce.
Jeśli się nie można dowołać psa to nie można go spuszczać ze smyczy. Dlatego ja swojego mam od pewnego czasu na smyczy zawsze i naprawdę lepiej żebym jej nie puściła jeśli w pobliżu będzie jakiś nieodwoływalny mały podrzegacz bez smyczy...
Jeszcze nie mam bezwarunkowego przywołania, ale już co raz częściej Michaś nam ufa i można mu wyciągnąć znalezisko z pyska. Dziś wyciągałam sreberko, pewnie po kanapkach, może pachniało kiełbasą...
Problem kup to jedno. Mnie także on bardzo doskwiera. Ale problem wyrzucanych śmieci, opakowań po fast foodach, kanapkach, parówkach i jeszcze ten chleb. Mnóstwo chleba, że niby dla ptaków. Ale pod oknami, na trawnikach, wszędzie. Dziś jedną kromkę Misiek zeżarł.
Ale chleb dla ptaków to nie wszystko! makarony! Bigosy, ryby, normalne obiady lecą przez okna!
U mnie znajomi psiarze wszyscy się ostrzegają, że pod moim blokiem ktoś truje psy. Na przestrzeni kilku lat (a ostatnio przed Gwiazdką) psy padały w straszliwych konwulsjach.
Jakaś psychiczna osoba to robi, ale póki co nikt nie doszedł kto.
Ręce opadają.
Tyle.