Prochem jesteś i w proch się obrócisz
[nie tylko dla chrześcijan pisze O. Maciej Biskup OP]
Przyjmując popiół na głowę i słowa:
„prochem jesteś i w proch się obrócisz”, wyznajemy nadzieję, którą pierwsi chrześcijanie jasno wyrażali w wołaniu zapisanym w „Didache”: Niechaj przyjdzie Twa łaska i
niech przeminie ten świat!
Osobiście, posypując w Środę Popielcową głowy popiołem, nigdy nie używam tej formuły, ograniczając się do zachęty wzywającej do nawrócenia i wiary w Ewangelię. Gest mówi jednak sam za siebie:
proch na głowie, to wymowny i prosty obraz naszej ludzkiej kondycji. Nie chodzi w nim o samoupokorzenie, nie mówiąc już o jakimkolwiek upokarzaniu kogoś. Sam ludzki los, nasza egzystencja, rozpatrywana bez odniesienia do perspektywy transcendentnej, wydaje się czymś bezsensownym. Patrząc wyłącznie przez „ludzkie” okulary – mędrca szkiełkiem i okiem, uczciwie trzeba powiedzieć „nie jestem”. Widziałem wszelkie sprawy, jakie się dzieją pod słońcem. A oto:
"wszystko to marność i pogoń za wiatrem", zauważa bez znieczulenia Kohelet (1, 14).
Abstrahując od nadziei, którą odnajdujemy w chrześcijaństwie,
skazani jesteśmy na sceptycyzm i ironię z ludzkiego losu. Od czasu do czasu jest on wręcz wskazany dla zachowania w stosunku do siebie zdrowego dystansu. Tak właśnie, bez znieczulenia, pisała w swych wierszach Wisława Szymborska, wpisując się w koheletowy nurt myślenia
"vanitas vanitatum, et omnia vanitas", co przekład ekumeniczny Biblii tłumaczy
"ulotne, jakże ulotne, wszystko jest takie ulotne" (Koh 1,2).
Wszystko moje, nic własnością,
nie własnością dla pamięci,
a moje dopóki patrzę.
Ledwie wspomniane, już niepewne,
Boginie swoich słów.
Z miasta Samoków tylko deszcz
i nic prócz deszczu.
Paryż od Luwru do paznokcia
bielmem zachodzi.
Z bulwaru Saint-Martin zostały schodki
i wiodą do zaniku.
Nic więcej niż półtora mostu
w Leningradzie mostowym.
Biedna Uppsala
z odrobiną wielkiej katedry.
Nieszczęsny tancerz sofijski,
ciało bez twarzy.
Osobno jego twarz bez oczu,
osobno jego oczy bez źrenic,
osobno źrenice kota.
Kaukaski orzeł szybuje
nad rekonstrukcją wąwozu,
złoto słońca nieszczere
i fałszywe kamienie.
Wszystko moje, nic własnością,
nie własnością dla pamięci,
a moje dopóki patrzę.
Nieprzebrane, nieobjęte,
a poszczególne aż do włókna,
ziarnka piasku, kropli wody
- krajobrazy.
Nie uchowam ani źdźbła
w jego pełnej widzialności.
Powitanie z pożegnaniem
w jednym spojrzeniu.
Dla nadmiaru i dla braku
jeden ruch szyi.
Wisława Szymborska, Elegia podróżna
Jednym z warunków autentycznego uzasadnienia nadziei, która jest w nas (1 P 3,15), jest
odepchnięcie od siebie pokusy uciekania od dramatyzmu życia w łatwą, naiwną i sentymentalną pociechę. Obietnicę odkupienia można przyjąć dojrzale wówczas tylko, gdy posiądzie się umiejętność stawania w prawdzie o tym, kim jestem wyłącznie sam z siebie i sam ze sobą.
Nazwanie i uznanie doświadczenia kruchości istnienia, przekonanie się samemu o przerażającym dnie otchłani naszej samotności bez Boga, może stać się początkiem prawdziwej drogi wiary, nie tyle „odziedziczonej w spadku”, co zrodzonej z osobistych łez i tęsknoty za przełamaniem swojego losu.
Prawda nigdy nie upokarza. Ona jest drogą wyzwolenia od fałszywych nadziei, które jak karnawałowy makijaż skrywają obecny od samej chwili narodzin szyderczy grymas śmierci. Nie zaprzeczając w sobie nieuchronności śmierci, możemy zostać podprowadzeni do spotkania i przyjęcia doświadczenia Chrystusa, który sam oszpecony losem umarłych, wydobywa człowieka z beznadziei. Przez fakt, że Chrystus przyjął ludzki los, z jej śmiertelnym epizodem, który w proch obraca życie, odkupienie staje się rzeczywistą odpowiedzią na dramat. Chrystus nie okłamuje nas, nie „poprawia humoru”
nam, którzy zwykliśmy uciekać się do komedii, by nieszczerym rechotem zagłuszyć dawno wydany wyrok.
Więcej? Dalej?
http://dominikanie.pl/polecamy_x/poleca ... stes_.html
