
Zamiast tradycyjnych billboardów czy ogłoszeń - krwawe łapska opanowują blokowiska. Megawysypka w żółte kropy toczy witryny. Kubki w skali King Konga łykają klientów. Stolica coraz bardziej przypomina cyrk
Nowy rodzaj reklamy rozpoczęła czerwona łapa Heyah. Stylizowana na graffiti oblepiła wagony metra. Wdarła się na Pałac Kultury, który dotąd nie reklamował konkretnych produktów. Ostatnio krwawe łapy sterczą z dachów kiosków. Mnożą się w niebywałym tempie. Zatknięte na drążku kręcą się na wietrze, w nocy tandetę plastiku wydobywają mocne reflektory.
Z kolei witryny sklepów zaatakowała wysypka. Żółte kropy nie wyglądają jak reklamy, bo nie towarzyszy im żadna informacja czy hasło. Dopiero telewizyjne spoty rozszyfrowały, że chodzi o kampanię reklamową nowej oferty (Jedna Idea).
Wejście do stacji metra Centrum przekształciło się w gigantyczny kubek Nescafe. Pasażer czuje się przy nim jak drobna blondynka w łapie King Konga.
Kropki na litość
Właściciele sklepów i budynków, którzy umieścili reklamy nowego typu, przyznają, że wszystko odbywało się spontanicznie. - Na łapę się zgodziliśmy, bo wtedy jeszcze nie było wiadomo, co reklamuje - tłumaczy Lech Isakiewicz, prezes zarządu PKiN.
- Kiedy dostałam propozycję zainstalowania na moim kiosku czerwonej łapy, nie zastanawiałam się, czy to ładne, tylko że będę z tego miała kilkadziesiąt złotych - mówi właścicielka budki na skrzyżowaniu Wilanowskiej z Doliną Służewiecką.
Z kolei przedstawiciele Idei chodzili od sklepu do sklepu, prosząc o zgodę na przylepienie krop w widocznym miejscu. - Płacili 30 zł z góry. Pewnie bym się nie zgodziła na pstrokaciznę, ale drugie tyle obiecali dać na dom dziecka [sprawdziliśmy: na obietnicach się skończyło - red.] - mówi Agnieszka, kwiaciarka z al. Jana Pawła II.
- To byli młodzi ludzie, prosili o powieszenie kropek na miesiąc. Chciałam im pomóc, więc się zgodziłam - mówi pani Janina, właścicielka salonu optycznego przy Jana Pawła II. - Dali mi 20 zł na kawę, schowałam do szuflady, powiedziałam: "Oddam, jak przyjdziecie je zerwać" - dodaje.
Dlaczego Metro zgodziło się najpierw na oklejenie wagonów, a potem na zmianę aranżacji wejścia do stacji Centrum? - Reklamy są jednym z poważnych źródeł naszych dochodów - mówi Michał Wrzosek, rzecznik warszawskiego Metra. Jego zdaniem ze skalą reklam "i tak jesteśmy w lesie". I opowiada o pomyśle, który pojawił się w Nowym Jorku, by stacje metra nosiły nazwy reklamodawców.
Nie reklamujesz - nie żyjesz
Coraz śmielsze, wymykające się regułom i liczne przed Świętami działania agencji reklamowych niepokoją urbanistów. Andrzej Kiciński, przewodniczący Rady Urbanistyczno-Architektonicznej przy prezydencie miasta, uważa, że miarka przebrała się wraz z pojawieniem czerwonych łap na kioskach.
- Natychmiast powinna wkroczyć policja przestrzenna (nadzór budowlany) i je usunąć - mówi.
Zdaniem Kicińskiego spod przekrzykujących się reklam nie widać "twarzy miasta" - architektury czy tablic informacyjnych. Tomasz Gamdzyk, dyrektor wydziału estetyki przestrzeni publicznej miasta, przyznaje że wobec takich reklam władze są bezsilne. Dopiero gdy zostanie przekroczona granice obyczajności, można ich zakazać. Jako przykład podaje kampanię telewizji młodzieżowej z hasłem: "Nie bawisz się, nie żyjesz". W jej ramach m.in. komunikacją miejską jako pasażerowie jeździły plastikowe modele kościotrupów.
- Moje dzieci były przerażone. Zgłosiliśmy to policji, ale uznała, że nie ma w tym nic złego - zdradza.

Przygotowywane przez miasto przepisy, które mają porządkować reklamy, nie nadążają za pomysłami agencji reklamowych.
Obłęd zezwoleń
To, co architektów doprowadza do pasji, ma wysokie notowania w świecie reklamy. - To kampanie świetnie pomyślane, inspirujące, kreatywne. Stały się prawdziwymi wydarzeniami w mieście - przekonuje Anna Zimecka ze Stowarzyszenia Agencji Reklamowych.
Stowarzyszeniu nie podobają się pomysły, by kontrolować reklamy. - Grozi nam obłęd zezwoleń i pozwoleń - ostrzega Paweł Tyszkiewicz, dyrektor generalny SAR. I zapowiada, że ewentualną interwencję nadzoru budowlanego potraktuje jako naruszenie wolności handlu. - Nie należy zżymać się na reklamę ciekawą tylko na nudną i estetycznie żadną - denerwuje się.
- Ja takiej estetyki, gorszej niż cyrkowej, nie widziałem ani w Ameryce, ani w Azji - kwituje Kiciński.
Czy czerwone łapska i żółte kropy są fajne, czy też szpecą miasto?
Autor: Iwona Dudzik gazeta.pl