Proza - Poezja
Moderatorzy: zielonyszerszen, s_wojtkowski, sinar
-
- Zadomowił(a) się
- Posty: 603
- Rejestracja: 24 sie (pt) 2007, 02:00:00
Proza - Poezja
Widzę, że przejawia się jakaś potrzeba stworzenia takiego "starcia" (*może trochę za dużo powiedziane;).
Niech będzie to miejsce do - "wypisania się - przelania" do tego "postu";)
swoich myśli w dowolnej formie.
Niech będzie to miejsce do - "wypisania się - przelania" do tego "postu";)
swoich myśli w dowolnej formie.
-
- Zadomowił(a) się
- Posty: 603
- Rejestracja: 24 sie (pt) 2007, 02:00:00
***
„Jak on miał czelność – tak po prostu przyjść! Tu! Wyrwać me serce z korzeniami.”
Rozmyślała, pochylając się nad swoją niedolą. W nadziei, że to puste miejsce zniknie wkrótce. Nie dopuszczając nawet do siebie myśli, iż mógłby już na zawsze pozostać tam przeciąg! Przecież musi oddychać… A zawsze – miłość była jej paliwem.
Próbowała już wszystkiego. Ale - Ona - ciągle pukała do jej drzwi, bezczelnie szczerząc wzrok. Musiała w końcu znaleźć lek. I tak sięgnęła po miłość. Tylko nikt nie powiedział jej o przeciwwskazaniach i o skutkach ubocznych.
A bolało często.
I te duszności, zawroty głowy, konwulsje kończące się „poranionymi” myślami.
Ale były i uniesienia, które chwytały mocno za serce! Rozpalały wszystkie zmysły…
Upijając zdrowy rozsądek, tak naprawdę spychały ją na dno. Bo - jaka to miłość, cóż to za uczucie – zrodzone z nienawiści do… siebie!?!, świata!?!, losu!?! – i tych innych…
Próbowała żyć, wmawiając sobie, że potrafi kochać, że wie – co to jest miłość! Przecież wszyscy wkoło o niczym innym nie mówili. Myślała, że to jest „naturalne”, jak w każdym innym urządzeniu – wystarczy wcisnąć - play - i zacznie działać.
Bezskutecznie wmawiała sobie, że też potrafi chodzić po morzu, zamieniać wodę w wino, zrywać kwiaty, liczyć gwiazdy, trzymać się za ręce…
Przerosło ją to wszystko.
Przecież życie skuło jej serce już dawno temu. W nadgarstki wpiły się kajdany, a na szyi sznur zaciśnięto. Każdy krok – zdradliwy – wpychał ją w ramiona roześmianych oczu.
Była bezradna.
Z podciętymi skrzydłami stawała na urwisku myśląc, że uda się jej wzbić. Czasami wiał silny wiatr, ale w między czasie oskubywano ją z sił. Staczała się wtedy do swoich myśli, które zżerały ją od środka.
Kołysząc się nad tym pustym miejscem ociekającym krwią, w dzikim szale wyrywała chwasty, !wykrzykując!: dlaczego dlaczego …
Niedługo potem – zabrali ją. Skąd mogli wiedzieć – dlaczego!?! (specjaliści od siedmiu boleści…).
Miała w końcu własny kąt. Budząc się, za każdym razem liczyła gwiazdy, które wreszcie mogła zobaczyć przez swoje okno. I nie potrafiła nadal zrozumieć, kiedy ludzie mówili o gwiazdach miliony, które płoną laaaata świetlne stąd. Przecież ona miała ich tylko siedem – po drugiej stronie ulicy – świecące w każdą noc...
„Jak on miał czelność – tak po prostu przyjść! Tu! Wyrwać me serce z korzeniami.”
Rozmyślała, pochylając się nad swoją niedolą. W nadziei, że to puste miejsce zniknie wkrótce. Nie dopuszczając nawet do siebie myśli, iż mógłby już na zawsze pozostać tam przeciąg! Przecież musi oddychać… A zawsze – miłość była jej paliwem.
Próbowała już wszystkiego. Ale - Ona - ciągle pukała do jej drzwi, bezczelnie szczerząc wzrok. Musiała w końcu znaleźć lek. I tak sięgnęła po miłość. Tylko nikt nie powiedział jej o przeciwwskazaniach i o skutkach ubocznych.
A bolało często.
I te duszności, zawroty głowy, konwulsje kończące się „poranionymi” myślami.
Ale były i uniesienia, które chwytały mocno za serce! Rozpalały wszystkie zmysły…
Upijając zdrowy rozsądek, tak naprawdę spychały ją na dno. Bo - jaka to miłość, cóż to za uczucie – zrodzone z nienawiści do… siebie!?!, świata!?!, losu!?! – i tych innych…
Próbowała żyć, wmawiając sobie, że potrafi kochać, że wie – co to jest miłość! Przecież wszyscy wkoło o niczym innym nie mówili. Myślała, że to jest „naturalne”, jak w każdym innym urządzeniu – wystarczy wcisnąć - play - i zacznie działać.
Bezskutecznie wmawiała sobie, że też potrafi chodzić po morzu, zamieniać wodę w wino, zrywać kwiaty, liczyć gwiazdy, trzymać się za ręce…
Przerosło ją to wszystko.
Przecież życie skuło jej serce już dawno temu. W nadgarstki wpiły się kajdany, a na szyi sznur zaciśnięto. Każdy krok – zdradliwy – wpychał ją w ramiona roześmianych oczu.
Była bezradna.
Z podciętymi skrzydłami stawała na urwisku myśląc, że uda się jej wzbić. Czasami wiał silny wiatr, ale w między czasie oskubywano ją z sił. Staczała się wtedy do swoich myśli, które zżerały ją od środka.
Kołysząc się nad tym pustym miejscem ociekającym krwią, w dzikim szale wyrywała chwasty, !wykrzykując!: dlaczego dlaczego …
Niedługo potem – zabrali ją. Skąd mogli wiedzieć – dlaczego!?! (specjaliści od siedmiu boleści…).
Miała w końcu własny kąt. Budząc się, za każdym razem liczyła gwiazdy, które wreszcie mogła zobaczyć przez swoje okno. I nie potrafiła nadal zrozumieć, kiedy ludzie mówili o gwiazdach miliony, które płoną laaaata świetlne stąd. Przecież ona miała ich tylko siedem – po drugiej stronie ulicy – świecące w każdą noc...
-
- Zadomowił(a) się
- Posty: 603
- Rejestracja: 24 sie (pt) 2007, 02:00:00
…
I tak stała samotnie na deszczu. Przemoknięta. Zmarznięta. Pozostawiona sama sobie. Porzucona. Jak ten – psiak, została sama. Nikt już jej nie pomoże, nie poda pomocnej dłoni. Teraz tylko ten - godny pożałowania – wzrok przechodniów przyklejony do jej osoby. I nóż w kieszeni się otwiera. Dobrze, że pada. Te krople na policzku – pozorne łzy stwarza. Własnych już nie posiada. Limit wyczerpany. Żałosne – jak całe jej życie. Przerwać?- czy nie?. Ciągle te pytanie plącze się w jej głowie. Upija ją. Dlatego tak chwieje się na wyprostowanych nogach, twardo stojąc na nich - i tak upada. Wygląda. Na coś, za kimś. Sama nie wie. Kto ma wiedzieć?! Świat się kręci – ona z Nim – zatraca się. Tańczy w świetle dnia. Promienie słoneczne wyznaczają jej takt. W świetle księżyca wyzywa – Gwiazdy. Kto wygra w tym pojedynku? W głowie szumi muzyka z dawnych lat. Delikatnie porusza ją wiatr. Próbuje obudzić w niej życie – o trzeciej nad ranem. Szał! Przywilejem szaleńców jest bezgraniczna wolność, która ich przywołuje do życia. Więc tańczy - jak wiatr zagra. Coś ją boli. Coś z siebie wydziera. Nie, nie wydziera się!. Tylko szarpie się, wyrzuca brudne myśli z sumienia. Duszę z korzeniami wyrywa. Czerwona ziemia oblatuje z nich. Coś się rusza. Wychodzą robaki. Wypełzają – prosto do gardła. Dym z wypalanych słów, gestów szczypie ją w oczy. Przekrwione jak u wampira . Ciekawe - kto tu jest bardziej wściekły, dziki? Komu w tętnicach krew żelazna płynie? Ten ołów na szyi plącze jej życie. Opary zdarzeń oślepiają jej kolejne ruchy. Będzie już tak żyć. Z różą, a nie kulą u nogi. Zatopiona we własnych myślach, oderwana od rzeczywistości, nie rozpozna nikogo. Oddycha - tym co jej wzrok napotka. Już dobrze, już dobrze. Głaszcze cicho swoją duszę, zawisłą na sznurze… Jutro znowu wstaje dzień. Słońce w końcu kiedyś w moim sercu zabije!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
„Zaginiona muza”(08.12.06r.)
I tak stała samotnie na deszczu. Przemoknięta. Zmarznięta. Pozostawiona sama sobie. Porzucona. Jak ten – psiak, została sama. Nikt już jej nie pomoże, nie poda pomocnej dłoni. Teraz tylko ten - godny pożałowania – wzrok przechodniów przyklejony do jej osoby. I nóż w kieszeni się otwiera. Dobrze, że pada. Te krople na policzku – pozorne łzy stwarza. Własnych już nie posiada. Limit wyczerpany. Żałosne – jak całe jej życie. Przerwać?- czy nie?. Ciągle te pytanie plącze się w jej głowie. Upija ją. Dlatego tak chwieje się na wyprostowanych nogach, twardo stojąc na nich - i tak upada. Wygląda. Na coś, za kimś. Sama nie wie. Kto ma wiedzieć?! Świat się kręci – ona z Nim – zatraca się. Tańczy w świetle dnia. Promienie słoneczne wyznaczają jej takt. W świetle księżyca wyzywa – Gwiazdy. Kto wygra w tym pojedynku? W głowie szumi muzyka z dawnych lat. Delikatnie porusza ją wiatr. Próbuje obudzić w niej życie – o trzeciej nad ranem. Szał! Przywilejem szaleńców jest bezgraniczna wolność, która ich przywołuje do życia. Więc tańczy - jak wiatr zagra. Coś ją boli. Coś z siebie wydziera. Nie, nie wydziera się!. Tylko szarpie się, wyrzuca brudne myśli z sumienia. Duszę z korzeniami wyrywa. Czerwona ziemia oblatuje z nich. Coś się rusza. Wychodzą robaki. Wypełzają – prosto do gardła. Dym z wypalanych słów, gestów szczypie ją w oczy. Przekrwione jak u wampira . Ciekawe - kto tu jest bardziej wściekły, dziki? Komu w tętnicach krew żelazna płynie? Ten ołów na szyi plącze jej życie. Opary zdarzeń oślepiają jej kolejne ruchy. Będzie już tak żyć. Z różą, a nie kulą u nogi. Zatopiona we własnych myślach, oderwana od rzeczywistości, nie rozpozna nikogo. Oddycha - tym co jej wzrok napotka. Już dobrze, już dobrze. Głaszcze cicho swoją duszę, zawisłą na sznurze… Jutro znowu wstaje dzień. Słońce w końcu kiedyś w moim sercu zabije!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
„Zaginiona muza”(08.12.06r.)
-
- Zadomowił(a) się
- Posty: 603
- Rejestracja: 24 sie (pt) 2007, 02:00:00
***
Są dni kiedy
zanurzam się po same uszy
w tym bajzlu
pomiędzy byciem a niebytem
wdycham opary
które drażnią moje nozdrza
rozsadzają płuca
pochylona nad moimi wymiocinami
kołyszę się nad nimi
w dzikim szale
pytając:
dlaczego dlaczego…
serce mi szwankuje
- bije – oszalałe!
na przekór wszystkiemu…
Słowa mi uciekają
gdzieś
gubię pojęcia
w tym pędzie
metafory połykają ich jednoznaczność
zacierają ślady
A gdyby tak …
Są dni kiedy
zanurzam się po same uszy
w tym bajzlu
pomiędzy byciem a niebytem
wdycham opary
które drażnią moje nozdrza
rozsadzają płuca
pochylona nad moimi wymiocinami
kołyszę się nad nimi
w dzikim szale
pytając:
dlaczego dlaczego…
serce mi szwankuje
- bije – oszalałe!
na przekór wszystkiemu…
Słowa mi uciekają
gdzieś
gubię pojęcia
w tym pędzie
metafory połykają ich jednoznaczność
zacierają ślady
A gdyby tak …
-
- Zadomowił(a) się
- Posty: 603
- Rejestracja: 24 sie (pt) 2007, 02:00:00
…
Oboje lubili te chwile. Nie liczył się wtedy dla nich czas.
On opowiadał i upajał się jej radością. Uwielbiał gdy tak śmiała się w głos, do rozpuku, jakby chciała zagłuszyć wszystkie swoje złe myśli, odpędzić je już na zawsze. Śmiała się całą swoją osobą. Każdym milimetrem swojego ciała. I te oczy. Dla nich mógłby zrobić wszystko. Więc opowiadał – bez końca.
A ona siedziała zasłuchana. Był jej lekiem. Kołysał jej skołatane nerwy. Śmiała się – tak głośno, i tak mocno – jak tylko umiała. Kochała to. zapominała o całym świecie, o swoich problemach. Śmiech był jej najlepszą kryjówką, do której najczęściej i najchętniej uciekała..
Nie chcieli przed sobą samym przyznać jak bardzo siebie potrzebują. Każde z bagażem doświadczeń bali się suchych stwierdzeń, wytartych słów. Nieufni wobec losu cieszyli się każdą chwilą spędzoną razem.
On już nie musiał na siłę brać zastępstw, jakiś dodatkowych zajęć, by móc nie wracać do pustego mieszkania.
Ona nie szukała już – „wyjścia”. Żyła od spotkania do spotkania, próbując zagłuszyć myśli.
Niemi – wymieniali porozumiewawcze spojrzenia
Głusi – odnajdywali sens słów
Oślepieni – próbowali odnaleźć swoje marzenia.
- Di?
- Tak?
- Chciałbym…móc być zawsze przy tobie.
- …
Oboje lubili te chwile. Nie liczył się wtedy dla nich czas.
On opowiadał i upajał się jej radością. Uwielbiał gdy tak śmiała się w głos, do rozpuku, jakby chciała zagłuszyć wszystkie swoje złe myśli, odpędzić je już na zawsze. Śmiała się całą swoją osobą. Każdym milimetrem swojego ciała. I te oczy. Dla nich mógłby zrobić wszystko. Więc opowiadał – bez końca.
A ona siedziała zasłuchana. Był jej lekiem. Kołysał jej skołatane nerwy. Śmiała się – tak głośno, i tak mocno – jak tylko umiała. Kochała to. zapominała o całym świecie, o swoich problemach. Śmiech był jej najlepszą kryjówką, do której najczęściej i najchętniej uciekała..
Nie chcieli przed sobą samym przyznać jak bardzo siebie potrzebują. Każde z bagażem doświadczeń bali się suchych stwierdzeń, wytartych słów. Nieufni wobec losu cieszyli się każdą chwilą spędzoną razem.
On już nie musiał na siłę brać zastępstw, jakiś dodatkowych zajęć, by móc nie wracać do pustego mieszkania.
Ona nie szukała już – „wyjścia”. Żyła od spotkania do spotkania, próbując zagłuszyć myśli.
Niemi – wymieniali porozumiewawcze spojrzenia
Głusi – odnajdywali sens słów
Oślepieni – próbowali odnaleźć swoje marzenia.
- Di?
- Tak?
- Chciałbym…móc być zawsze przy tobie.
- …
-
- Zadomowił(a) się
- Posty: 603
- Rejestracja: 24 sie (pt) 2007, 02:00:00
Myślisz, że świat stoi u twych stóp??!!!
Mylisz się !!! wystarczy, że się obejrzysz, a wszyscy przetrą ci oczy i w końcu – zobaczysz. Jesteś i tylko tyle. Ktoś cię postawi, wyprostuje, będziesz chodził jak w zegarku, wydawał sygnał: tik-tak. Tak. Właśnie tak.
Oszukuj się dalej – przegrasz!
Podnieś się wreszcie i już nie płacz, serce swoje zalejesz łzami i utonie jak twoje marzenia. Zginą twoje plany, siły odejdą. Wiarę twoją zedrą z twej skóry i powieszą na słupie w najgorszej dzielnicy w ślepym zaułku. Bo tam najciemniej – pod latarnią…
Mylisz się !!! wystarczy, że się obejrzysz, a wszyscy przetrą ci oczy i w końcu – zobaczysz. Jesteś i tylko tyle. Ktoś cię postawi, wyprostuje, będziesz chodził jak w zegarku, wydawał sygnał: tik-tak. Tak. Właśnie tak.
Oszukuj się dalej – przegrasz!
Podnieś się wreszcie i już nie płacz, serce swoje zalejesz łzami i utonie jak twoje marzenia. Zginą twoje plany, siły odejdą. Wiarę twoją zedrą z twej skóry i powieszą na słupie w najgorszej dzielnicy w ślepym zaułku. Bo tam najciemniej – pod latarnią…
-
- Zadomowił(a) się
- Posty: 603
- Rejestracja: 24 sie (pt) 2007, 02:00:00
Szukam sensu w tym wszystkim- za długo to trwa… włączam guzik, który na czerwony kolor się pali. Jak zawsze łamię zakazy – naciskam. I … BOOM – pustka, nieznane, nie poznane, niedostępne dla moich oczu, uszu, ust…
Seks – chwila zapomnienia.
Zapominam cię.
Zostaje – pożądanie…
JESTEM – okrutna, tak SIĘ wychowałam…
Nie zawrócę, nie chcę zawracać. Przeszłość – mnie – jeszcze: przeżuwa, trawi, życie – wydala.
Miłość – siła perswazji naszego sumienia.
JESTEM!!! – jeszcze „żywa”…
Chodź już! Przestań tak patrzeć! Też jestem – człowiekiem… tylko w inną ramę oprawiona, zanikam, mydląc oczy…
Chodź już więc – zatracać się, przestań w końcu roztrząsać pojęcia!...
Seks – chwila zapomnienia.
Zapominam cię.
Zostaje – pożądanie…
JESTEM – okrutna, tak SIĘ wychowałam…
Nie zawrócę, nie chcę zawracać. Przeszłość – mnie – jeszcze: przeżuwa, trawi, życie – wydala.
Miłość – siła perswazji naszego sumienia.
JESTEM!!! – jeszcze „żywa”…
Chodź już! Przestań tak patrzeć! Też jestem – człowiekiem… tylko w inną ramę oprawiona, zanikam, mydląc oczy…
Chodź już więc – zatracać się, przestań w końcu roztrząsać pojęcia!...
-
- Zadomowił(a) się
- Posty: 603
- Rejestracja: 24 sie (pt) 2007, 02:00:00
Co bardziej boli – „obrażenia” wewnętrzne czy zewnętrzne? Jak myślisz? To czy zgaszę ten papieros na moim ręku czy w mym sercu, mojej duszy?
Nie wiesz o czym mówię? No, tak – jesteś tylko – zwykłym – człowiekiem z „przyszłością” a nie z przeszłością. Więc nie rozumiesz… nigdy nie pojmiesz co to jest – ból…
Nie wiesz o czym mówię? No, tak – jesteś tylko – zwykłym – człowiekiem z „przyszłością” a nie z przeszłością. Więc nie rozumiesz… nigdy nie pojmiesz co to jest – ból…