http://pl.youtube.com/watch?v=l4efME9Vnlc
Chcesz komuś zadedykować piosenkę? To tutaj.
Moderatorzy: zielonyszerszen, s_wojtkowski, sinar
-
usiti
- Bywalec

- Posty: 404
- Rejestracja: 19 sie (sob) 2006, 02:00:00
-
usiti
- Bywalec

- Posty: 404
- Rejestracja: 19 sie (sob) 2006, 02:00:00
hehe czego Ty bys nie znał, domyslałam sie
a to dla zamulaczy
http://pl.youtube.com/watch?v=-50fhqD3HtA
i aerobic i endorfinki
a to dla zamulaczy
http://pl.youtube.com/watch?v=-50fhqD3HtA
i aerobic i endorfinki
-
Wiciu
- Loża WSR

- Posty: 3513
- Rejestracja: 05 lis (śr) 2003, 01:00:00
-
eve
- Nowy(a)
- Posty: 15
- Rejestracja: 04 sie (sob) 2007, 02:00:00
dla tych którzy znów znalezli sie w tej samej rzece...
Dla wszystkich którzy kolejny raz zabrali się za coś, co wcześniej zupełnie im nie wyszło...
Jednak sprawa nie dotyczy kolejnego podejścia do sklejania modelu trójmasztowca ani pobicia rekordu świata w sztafecie 4 x 100 metrów. Wyobraźcie sobie, że jesteście raczej wrażliwymi istotami i sprawa dotyczy tzw. sfer emocjonalnych. Chociaż z tego co wiem u niektórych sklejanie trójmasztowca wzbudza nie lada emocje.
Wyobraźcie więc sobie, że pewnego razu ponownie postanawiacie wziąć się za coś, czego poprzednie fiasko wpędziło was w taką depreche, że straciliście radość życia a miejscami nawet jego sens. Dlaczego to robicie? Dlaczego znowu się w to pakujecie? To akurat nie jest istotne - wymyślcie sobie tysiąc powodów - istotny jest sam fakt, że w waszym życiu ponownie pojawia się coś lub ktoś czego / kogo nie mieliście raczej nadziei - z racji wspomnianej wcześniej sytuacji - zbyt szybko kolejny raz oglądać, spotykać czy doznawać. A jednak stało się. Używając niezbyt oryginalnej przenośni powiedzmy sobie, że ponownie wchodzicie do tej samej rzeki, do której - jak mawiają - nikt dwa razy wejść nie może. Prawdopodobnie tak jest, wy jednak wchodzicie i macie kompletnie gdzieś, jak mawiają inni...
Wyobraźcie sobie również, że w tej historii nie istnieje happy end. Bo fakt, że wszyscy najbliżsi dookoła życzyli wam jak najlepiej i ogólnie "fajnie by było gdyby tym razem się udało", można sobie wsadzić głęboko. Znowu dostajecie od życia w mordę. Ponosicie klęskę po raz drugi. Klęskę sromotną i z hukiem. Klęskę, która zakrawa już nie tylko na kolejną depresję, ale raczej na jeden z tych momentów, kiedy to siedząc na podłodze z początkami choroby sierocej testujecie wzrokiem, czy stary poczciwy żyrandol nie oberwie się przypadkiem pod waszym ciężarem.
Wyobraźcie sobie na koniec, że nagle, ni stąd ni zowąd, całe to uczucie beznadziei i przygnębienia po prostu w was znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak zwyczajnie. Zupełnie jakby ta kolejna klęska zamiast was dobić - uzdrowiła. "Bach" i jesteście uwolnieni od tego "ja", które do tej pory nie pozwalało wam normalnie żyć. Czujecie, że jesteście w stanie zaakceptować swoje smutki i żale, i że w sumie może być wam z nimi całkiem dobrze. Czujecie, że nie straszne wam są kolejne porażki.
O uwolnieniu się od siebie i... pogodzeniu się ze sobą. O czerpaniu siły z porażki. O zrozumieniu.
Riverside - "Out of Myself"
Jednak sprawa nie dotyczy kolejnego podejścia do sklejania modelu trójmasztowca ani pobicia rekordu świata w sztafecie 4 x 100 metrów. Wyobraźcie sobie, że jesteście raczej wrażliwymi istotami i sprawa dotyczy tzw. sfer emocjonalnych. Chociaż z tego co wiem u niektórych sklejanie trójmasztowca wzbudza nie lada emocje.
Wyobraźcie więc sobie, że pewnego razu ponownie postanawiacie wziąć się za coś, czego poprzednie fiasko wpędziło was w taką depreche, że straciliście radość życia a miejscami nawet jego sens. Dlaczego to robicie? Dlaczego znowu się w to pakujecie? To akurat nie jest istotne - wymyślcie sobie tysiąc powodów - istotny jest sam fakt, że w waszym życiu ponownie pojawia się coś lub ktoś czego / kogo nie mieliście raczej nadziei - z racji wspomnianej wcześniej sytuacji - zbyt szybko kolejny raz oglądać, spotykać czy doznawać. A jednak stało się. Używając niezbyt oryginalnej przenośni powiedzmy sobie, że ponownie wchodzicie do tej samej rzeki, do której - jak mawiają - nikt dwa razy wejść nie może. Prawdopodobnie tak jest, wy jednak wchodzicie i macie kompletnie gdzieś, jak mawiają inni...
Wyobraźcie sobie również, że w tej historii nie istnieje happy end. Bo fakt, że wszyscy najbliżsi dookoła życzyli wam jak najlepiej i ogólnie "fajnie by było gdyby tym razem się udało", można sobie wsadzić głęboko. Znowu dostajecie od życia w mordę. Ponosicie klęskę po raz drugi. Klęskę sromotną i z hukiem. Klęskę, która zakrawa już nie tylko na kolejną depresję, ale raczej na jeden z tych momentów, kiedy to siedząc na podłodze z początkami choroby sierocej testujecie wzrokiem, czy stary poczciwy żyrandol nie oberwie się przypadkiem pod waszym ciężarem.
Wyobraźcie sobie na koniec, że nagle, ni stąd ni zowąd, całe to uczucie beznadziei i przygnębienia po prostu w was znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak zwyczajnie. Zupełnie jakby ta kolejna klęska zamiast was dobić - uzdrowiła. "Bach" i jesteście uwolnieni od tego "ja", które do tej pory nie pozwalało wam normalnie żyć. Czujecie, że jesteście w stanie zaakceptować swoje smutki i żale, i że w sumie może być wam z nimi całkiem dobrze. Czujecie, że nie straszne wam są kolejne porażki.
O uwolnieniu się od siebie i... pogodzeniu się ze sobą. O czerpaniu siły z porażki. O zrozumieniu.
Riverside - "Out of Myself"
-
Magdusia
- Loża WSR

- Posty: 4838
- Rejestracja: 24 lut (czw) 2005, 01:00:00
Re: dla tych którzy znów znalezli sie w tej samej rzece...
rozumiem i wiem. dla mnie o tym co opisałaś wyżej jest Second Life Syndrome i I belive... dosłownie i bez kombinowania.eve pisze:O uwolnieniu się od siebie i... pogodzeniu się ze sobą. O czerpaniu siły z porażki. O zrozumieniu.
Riverside - "Out of Myself"

