Nie to zebym byl zlym dzieciakiem, czy cos, ale dziwnych historii troche bylo, pierwsza na mysl przypomniala mi sie ta..
Siedzielismy na gorce, takiej wysokiej dosyc. Jedyna droga do ucieczki to droga "do dolu", inaczej sie nie da. Na gorze siedzielismy w jakies dziesiec osob. Kilka godzin bylo blogo i przyjemnie, ludzie trunkowali, biesiadowali.. jakby tego nie nazywac, bylo spokojnie i dobrze.
Kiedy zaczelo sie sciemniac, a wieksza czesc ludzi byla dobrze "wybawiona" ktos zauwazyl radiowoz ktory sie wspina powoli w naszym kierunku, wiec ci bardziej nietrzezwi, zrobili oproznianie rak.. butelki polecialy w kazdym mozliwym kierunku, a sami ludzie zaczeli uciekac w dol. Ja z innym kumplem, nie ruszylismy sie z miejsca, bo nie dosc ze nic zlego nie robilismy, to dlaczego mielibismy uciekac.. dobre chlopaki z nas. Wiec siedzilismy na gorze, patrzylismy jak jedzie radiowoz i jak z tej gorki spadaja i staczaja sie ludzie

Juz to bylo zabawne. Panom policjantom nikogo gonic sie nie chcialo, wiec podjechali spokojnie. Jeden z policjantow wysiadl, podszedl do nas. "Panowie dlaczego wasi znajomi uciekali?!"
musialem wymyslic jakas dyplomatyczna odpowiedz, pierwsze co mi wyszlo z ust to: "Nasi znajomi?! panie policjancie! my ich nie znamy!

"