Post
autor: aw » 04 cze (sob) 2005, 04:13:16
Dog in The Fog rozpoczął swoją kampanię metodą Flash Mobu w połowie kwietnia.
W pierwszym etapie na ulicach ośmiu dużych miast, o tej samej godzinie, na pięć minut pojawiali się ludzie ze smyczami, prowadzący na nich nie istniejące psy.
Oczywiście zdarzenie wywołało burze na internetowych forach - jak zresztą widać.
Sugerowano, że to akcja na rzecz bezdomnych psów, przeciwko nowej telefonii, nowej rasy psów, Pedigree Pal itp. Marketing wirusowy - przygotowujący do wejścia głownego przekazu - jak się patrzy.
W tym czasie w necie pojawiły się też top-layery i scyscrapery z motywami psa, mężczyzn w melonikach, latającego sterowca - bez jednak informacji o marce. Prowadziły do serwisu foggy kropka pl, gdzie też nie zdradzano jeszcze tożsamości marki.
Witryna - flash - ładowała się wolno, dodatkowo nie niosąc ze sobą zbyt wielu informacji (obraz miasta, angielskie autobusy, psy, sterowce itp.) wyklikane na ślepo literki, monety, hasło prowadzą nas wreszcie do celu. Tylko czy dostatecznie angażują w tę grę-zabawę-proces? Strona wymagała nie lada cierpliwości od userów, niewielu dotrwało aż do pojawienia się loga firmy.
Reklama zewnętrzna tajemniczego produktu składała się z trzech różnych billboardów z wizerunkiem psa i zmieniającym się hasłem: szukaj przynieś podaj, szukaj szukaj, łap cztery.
Podpowiedzią, która mogła sugerować rodzaj reklamowanego produktu była informacja o szkodliwości spożycia czystego alkoholu etylowego.
Na sklepowych półkach wnikliwy poszukiwacz mógł z trudem dostrzec Dog in the Fog. Ginęło ono zwykle między markami: Lech, Tyskie, Tatra lub stało tuż obok Millera. Co się stało z merchandisingiem firmy?
Zakłożona przez producenta grupa docelowa to dobrze sytuowani mężczyźni - dżentelmeni, potrafiący docenić "piwo o łagodnym smaku bawiące inteligentnym poczuciem humoru w angielskim stylu".
"Istnieje powszechna świadomość specyficznego angielskiego poczucia humoru – inteligentnego, przewrotnego, z dużą dozą autoironii, a więc umiejętności śmiania się z samego siebie oraz nie traktowania wszystkiego tak strasznie serio, spojrzenia na rzeczywistość z przymrużeniem oka" - tak sądzi dystrybutor i jego agencja i takie jest motto marki.
Jeśli bliżej przyjrzymy się butelce i całej kampanii możemy mieć pewne wątpliwości: czy wszystko zostało przemyślane?
Etykieta butelki Dog in The Fog kontynuuje koncepcję „angielskiego pochodzenia” produktu. Anglojęzyczne hasła + lekka, czarno-biała grafika z pomarańczowymi dodatkami. Tylko co z tą butelką? Pojemność 0,33 l pasuje do tworzonego obrazu, zgrabny kształt, wygoda - kapsel twist off. Ale po jakiego groma wprowadzono butelki 0,66 l i półlitrowe puszki?
Czy dobrze sytuowany dżentelmen sięgnie po czteropak 0,5 litrówek lub piętnastopak 0,66 l?
Wreszcie, czy nie pospieszono sie z dystrybucją - zwróćmy uwage na to, że produkt znalazł się w sklepach już w kwietniu, gdy trwała jeszcze kampania teaserowa i nazwa produktu była nie znana.
Kilka słów o strategii cenowej - butelka o pojemności 0,33 l ma wyróżnioną kolorem „sugerowaną cenę detaliczną 2,25 zł”. Czy ta cena sugeruje wysoką jakość? Obok jakich marek powinno stać to piwo lub może raczej piwko? Na razie nikt o to nie zadbał i piwo stoi gdzie chce, więc może ten melanż wizerunkowy to świadome działanie?
Podsumowując:
angielski dżentelmen i butla 0,66 l? - nie wydaje mi się. A może przesiadujący kilkadziesiąt minut przed jedną witryną i klikający na chybił trafił? Kto ostatnio widział biznesmenów spacerujących chmarami po ulicach (dokładnie w minutach akcji Flash Mob)?
To młodzi ludzie, głównie studenci, najżywiej zareagowali na opisaną akcję i to dla nich niezbyt wygórowana cena może okazac się atrakcyjna. Tylko czy nie wolą trunków pozbawionych smaku, które jednak potrafią nieźle sponiewierać?
O co więc chodziło producentowi i jego agencji? Doprawdy nie wiem.