Właściwie od już od dłuższego czasu zastanawiam się, jak to ze mną jest, że czasami, pędząc za tłumem, badam, czytam, szukam nowych informacji, w necie, gazetach, książkach, gdzie tylko sie da, z myślą, że wiedząc więcej, będę się czuła "lepiej". Będę mądrzejsza i "fajniejsza", a tym samym bezpieczniejsza...
Dziś jednak, znów popadłam w stan totalnej ignorancji.
Nie obchodzi mnie co się dzieje na świecie, kto, co gdzie z kim, dlaczego i po co...ale nie to, że mam zły dzień, deprechę czy coś, po prostu nie obchodzi mnie to i tyle. Mogłabym spędzić cały dzień w domu i nie martwić nikim i niczym.. Jak na przykład teraz...
Właśnie leżę sobie na łóżku, patrzę w okno, totalnie bezwładna emocjonalnie, psychicznie, fizycznie, nie myślę o niczym konkretnym..
I nagle spoglądam na łóżko obok, a na nim moja współlokatorka przegląda coś namiętnie na kompie. Pytam więc, co robi. Czyta właśnie portale informacyjne i opowiada mi o najciekawszych wydarzeniach: o kanibalach w Rosji, o wpadce Sikorskiego, kazirodztwie ojca i córki itd.. Jak sama mówi jest od tego uzależniona, codziennie sprawdza informacje.
I teraz zadaję sobie pytanie. Dlaczego mnie to nie obchodzi? Co jest powodem mojego beznadziejnego stanu.. Czy ja jestem od czegoś uzależniona?
Odpowiedź jest prosta. Jestem chyba uzależniona od słońca... Naprawdę, nienawidzę takich pochmurnych, deszczowych dni, mogłabym je wszystkie przespać...
Muszę więc szybko chyba coś z tym zrobić, bo najbliższe dni zapowiadają się na niezbyt słoneczne... a sesja poprawkowa tuż tuż
