Casino Royal
Na ten film miałem nie iść do kina, bo jeszcze na żadnym Bondzie w nim nie byłem twierdziłem, iż szkoda kasy i zawsze na tym dobrze wychodziłem. Tym razem chcąc iść do kina, spojrzałem na repertuar w którym niestety te filmy, które wzbudzały moją ciekawość już zdążyłem obejrzeć, a nic nowego wartego uwagi nie ma. Skuszony opiniami i to nie byle jakimi, bo nawet nie których sięgających prawie, że niebios wybrałem się na "Casino Royal". Obejrzałem z zaciekawieniem i stwierdzam, że można napisać dwie opinie o tym filmie. Zacznę od tej dobrej

czyli porównaniu do poprzednich agentów 007. Ta część jest niewątpliwie lepsza, a nawet dużo lepsza od pozostałych zawdzięcza to zmianie wizerunku. Wizerunku na bardziej surowy z mniejszą ilością gadżetów, od których już w pewnym momencie mdliło. Zmienił się też wizerunek głównego bohatera z eleganckich, przystojnych twarzy na twardą, powiem nawet brzydkie rysy. Swoją drogą producenci ściągneli pomysł z tą twarzą od nas, Polaków z Borewicza, on ten też miał niezbyt ładną buźkę, a mimo to cieszył się wielkim powodzeniem u kobiet

. W sumie nowy Bond został zjechany papierem ściernym i dzięki temu jest właśnie dużo lepszy od jego poprzedników. Ale teraz nierozumiem jednej rzeczy. Skąd te ogromne zachwyty czy dlatego właśnie, że ludzie oceniali Casino Royal względem pozostałych części. Jeśli tak to jest to bardzo ciekawe zjawisko. Ja natomiast ocenię 007 za to jakim jest filmem, tak jak się to powinno zrobić. Pierwsze co powiem średniak, nie wymagający głebszego myślenia, czyli można powiedzieć słaby średniak. Fabuła niezbyt ciekawa, sprawiała w pewnych momentach wrażenie, iż twórcy nie wiedzieli co dalej i musieli się mozolnie trudzić, pocić, aby na koniec było coś mało wyjątkowego, coś co była takim dalszem naciąganiem zdażeń. Bardzo ciekawa scena pościgu na samym początku filmu była by fajna, gdyby jak zwykle nie przesadzono i nie pokazano jak to sobie skaczą z dźwigu na dźwig oddalonych od siebie w znacznej odległości. No i koniec tak tam twórcy kombinowali, że przekombinowali, myśleli też że zabijając ukochaną Bonda(przypomnę w pozostałych częściach agent 007 kończył w ramionach kobiety na tle zachodzącego słońca) osiągną sukces. Jednym słowem został wzięty hebel, czy też papier ścierny i jak go wzieli to od początku do końca nim pojechali po starszych wersjach. Prosty zabieg, który do mnie nie trafił, gdyż dla mnie dalej jest to mało ciekawa pozycja.
Chcecie przemocy, strzelanin, trochę seksu serdecznie polecam
Infiltrację, to jest dopiero dobry film, przy nim nowy Bond jest tym razem nie w, ale bliski rynsztoku.
